Syriusz Black i Bellatriks Lestrange


Bella&Siri           

Rozdział 1

Azkaban, magiczne więzienie mieszczące się na wyspie leżącej gdzieś na wodach Morza Północnego. Miejsce niemożliwe do zlokalizowania za pomocą map czarodziejskich lub mugolskich. W tym obskurnym i szarym budynku przebywają ludzie, którzy zostali skazani przez proces w ministerstwie za swoje, często okrutne, czyny. Rolę strażników oraz katów pełnią wysysające szczęście i pozytywne odczucia postaci, znane pod nazwą dementorzy. Cele są pojedyncze z tynkiem odrywającym się od ścian i jedną, starą pryczą. W rogu pomieszczenia znajduje się zwykle cuchnące wiadro, do którego skazaniec załatwia potrzeby fizjologiczne. Zamknięci nie są w stanie rozróżnić jaka jest pora dnia, ponieważ wszystkie ich rzeczy zostają skonfiskowane, a luksus taki jak okna nie jest tutaj dostępny. Człowiek odbywający tu karę jest skazany na szybko postępujący obłęd, a kiedy opuszcza miejsce odsiadki (o ile w ogóle to następuje) jest jedynie cieniem istoty, która miała nieszczęście przeżyć. Nuda odbijająca się echem od ścian, rozlegający się co jakiś czas szaleńczy lub histeryczny śmiech oraz ponura, przytłaczająca cisza, trwająca przez większość pobytu ściśle związana z powoli formułującym się w każdym uwięzionym pragnieniem śmierci.  Niektórzy uparcie i naiwnie trzymali się postanowień, aby nie zwariować…

Odkąd w więzieniu pojawiły się te dwie, z pozoru niezbyt znaczące postaci, nastrój i ilość nadziei nieco się zmieniły. Mieli to szczęście, że zajmowali dwie położone blisko siebie cele, które dzieliła jedynie ciężka, żelazna krata. Ona, początkowo złośliwa i uparta, powoli traciła siebie. Była piękna, ale siedziała z słusznych powodów. Miała długie, czarne i lekko kręcone włosy. Powtarzała, że nienawidzi towarzysza swej niedoli; człowieka, który tak znacząco podniósł poprzeczkę oraz uniemożliwił niektórym zapadnięcie w kuszące ramiona obłędu.  Później jednak coraz bardziej przekonywała się do niego, można powiedzieć, że mu zaufała, kiedy najbardziej tego potrzebował. Nie trzeba było być geniuszem, żeby widzieć jak mocno mu zależało na tej kobiecie. Jednak po 10 latach pobytu w Azkabanie, czarnowłosa powoli zapadała się w melancholię i odchodziła od zmysłów.

On był przeciwieństwem byłej Ślizgonki. Wydawałoby się, że za swój życiowy cel postawił sobie utrzymanie swej towarzyszki przy w miarę dobrym (jak na Azkaban) zdrowiu psychicznym. Mężczyzna był animagiem i miał już dobrze zapuszczone czarne włosy. Współwięźniowie bez trudu zapamiętali go jako bardzo upartego i zdeterminowanego człowieka. Jego niemal stałym nawykiem było opieranie się plecami o kratę, łączącą jego siedzibę z celą śmierciożerczyni, przytrzymywanie kobiety za rękę i snucie opowieści, którym przysłuchiwali się spragnieni kontaktu z innymi, wynędzniali towarzysze niedoli. Początkowo dziewczyna odtrącała jego opiekuńczość, ale wreszcie pogodziła się z tymi miłymi i wiele znaczącymi małymi gestami z jego strony. Opowieści tego czarodzieja tyczyły zarówno wspomnień rodzinnych, spędzonego czasu z przyjaciółmi jeszcze w szkole jak i późniejszego życia. Wszystko, o czym jej opowiadał, było zabarwione lekką nutką humoru, który zapewne sprawiał, że mężczyzna wzbudzał jeszcze większy podziw. Kiedy kończył, zawsze zamykał oczy, cicho odliczał do dziesięciu, a następnie z pocieszającym uśmiechem odwracał się do kobiety, żeby przytulić ją do siebie przez kraty.

Tak mijały dni 10 letniej odsiadki, podczas których nie zdarzyło się popołudnie ni wieczór, kiedy czarodziej nie przenosiłby swych towarzyszy do cudownego świata słowa. Co ciekawe, jego historie nigdy się nie powtarzały, a kiedy brakło mu wspomnień, opowiadał o tym, co przeczytał lub usłyszał. Jego spokojny, nie załamujący się głos, który pobrzmiewał w korytarzach budynku, był ukojeniem dla skołatanych nerwów, niespokojnych umysłów, a czasem również dla niespokojnych dusz.


Wielu nie potrafiłoby nawet wyobrazić sobie życia bez tych wystąpień, które odliczały dni do wolności, egzekucji, bądź śmierci. Przekleństwem dla nich był jeszcze chwilowo zatajony fakt, że niedługo wszystko miało powrócić do szarej, ponurej i pesymistycznej rzeczywistości…


* * *


Z każdym dniem coraz mocniej zdawał sobie sprawę z tego, że oto jest świadkiem jej przemiany. Ta, za którą bez wahania byłby gotów oddać życie, marniała na jego oczach z każdym kolejnym dniem spędzonym w magicznym więzieniu. Już dawno temu obiecał sobie, z równą mocą jak gdyby składał wieczystą przysięgę, że zawsze będzie ją chronił. Nadszedł czas żeby wypełnić to przyrzeczenie, zwłaszcza, że oboje mieli coraz mniej czasu.

  Z cichym westchnięciem przesunął się w kierunku muru, który odgradzał jego „sypialnię” od celi następnego więźnia, Carla. Znał tego człowieka nie tylko z gazet, kiedy to prorok szczycił się pojmaniem groźnego Śmierciożercy, który odpowiadał za śmierć co najmniej 3 osób, ale również z całkiem treściwych rozmów, które niejednokrotnie przeprowadzali nocą lub nad ranem. Wiedział, że ten mówiący basowym tonem człowiek idealnie nadaje się na koordynatora planu, który postanowił wprowadzić w życie.

- Carl? – zaczął cicho i szybko rozejrzał się, dając wzrokiem do zrozumienia więźniowi naprzeciw siebie, że rozmowa, którą zaraz przeprowadzi ma zostać między nimi. Wychudły człowiek skinął głową i wydał z siebie charczący skrzek, po którym w tej części więzienia nastąpiła cisza, jakby dementorzy właśnie przeprowadzali patrol. Jednak ta rozmowa miała być o wiele ciekawsza – Jestem gotowy aby przyłączyć się do Twojej, aktualnie liczącej osiem osób, grupy. Ona marnieje z każdą sekundą i zdaję sobie sprawę z tego, że muszę ją stąd zabrać – zakończył dobitnie. Zza ściany wyrwało się westchnienie.

- To nie są żarty, Syriuszu i Ty doskonale o tym wiesz. Jeden błąd i planowana od miesięcy akcja legnie w gruzach, a jej uczestnicy zostaną skazani na pewną śmierć – Cichy i ponury głos poinformował go, że pośrednik między więźniami i najbardziej poinformowany osadzony słucha i jest gotowy przeprowadzić negocjacje.

- Zdaję sobie sprawę z ceny, ale jestem gotowy, aby podjąć ryzyko – zmierzył zdeterminowanym i jednocześnie smutnym spojrzeniem śpiącą kobietę. Wyglądała pięknie, delikatnie i niewinnie. Jak mógłby chociaż nie spróbować jej ocalić?

- Czy Twoja towarzyszka będzie w stanie iść? Jest osłabiona i, z tego co mi wiadomo, ostatnio gorączkowała – Po dłuższej chwili Carl zaszczycił animaga swoją odpowiedzią. Szczęście, że członek rodziny Blacków zdążył wcześniej złapać kontakt z współwięźniem i wiedział, że Carl niechętnie zostawiłby go w celi, podczas gdy sam podjąłby ucieczkę.

- Nie martw się, akcja będzie szybka i zorganizowana. Jeśli zajdzie potrzeba jestem w stanie nieść Bellę – powiedział szybko.

- Nie wątpię…  - Carl zareagował nieco ironicznym tonem. Po chwili jednak dodał z wyraźną ulgą i zadowoleniem
       – Jeśli jednak nie sprawicie problemów, zapraszam na ekspedycję świata.

Syriusz Black mimowolnie się uśmiechnął. To szalone, ale nie żałował ani sekundy spędzonej w Azkabanie razem z Bellatriks. Mimo, że w przeciwieństwie do niej znalazł się w więzieniu na skutek przekrętu i zdrady. Został jednak dla niej i z nią.




Czyż nie na tym polega miłość?


Komentarze