Syriusz Black i Bellatriks Lestrange


Bella&Siri
Rozdział 4

Starszy mężczyzna z długą białą brodą siedział nieco pochylony przy gustownie i bez przesady zdobionym rzeźbami, masywnym biurku. Na około jego stanowiska znajdowały się pełne magicznych ksiąg regały. Niektóre znajdujące się tam pozycje miały ogromną wartość i przekazywały pilnie strzeżoną wiedzę, do której dostęp mieli jedynie wybrani. Większość z nich została oprawiona w skórę lub inne wytrzymałe materiały, a na grzbietach można było dostrzec starannie wygrawerowane złote i srebrne litery. Człowiek siedzący na malowanym i lśniącym drewnianym krześle był skupiony i uważnie czytał list, który ledwie parę chwil temu dostarczyła mu majestatyczna sowa z beżowobrązowym upierzeniem. Zwierzę czyściło pióra, ewidentnie czekając na odpowiedź dyrektora Hogwartu, którą będzie mogło dostarczyć z powrotem do Ministerstwa. Starzec jednak nie spieszył się. Uważnie analizował każde zdanie tekstu, zastanawiając się nad odpowiedzią. Albus Dumbledore właśnie otrzymał wiadomość o masowej ucieczce z Azkabanu. Czarodziej od razu spostrzegł, że nie wszystko co trzęsącą się ręką napisał zastępca ministra jest zgodne z prawdą, dlatego potrzebował czasu. Zauważył przed kolejną gafę swojego korespondenta, który masową nazwał ucieczkę pięciu skrajnie wyczerpanych ludzi z pilnowanego przez dementorów więzienia. Mężczyzna podejrzewał, że gdyby pościg został wysłany od razu po otrzymaniu informacji o ucieczce, większość, jeśli nie wszyscy, zostaliby już zatrzymani. Westchnął głęboko, wiedząc, że jego odpowiedź nie może być tak jasna i oczywista, jak zakładał na początku, ponieważ jakimś cudem z więzienia wydostał się niesłusznie skazany przyjaciel rodziny Potterów. Ojciec chrzestny uczęszczającego aktualnie do szóstej klasy Harrego został zdradzony przez kogoś, kogo uważał za przyjaciela i niesłusznie skazany za zabójstwo 13 mugoli. Czytając o wolności Syriusza, Albus Dumbledore zapragnął się z nim spotkać i porozmawiać, a dopiero po zobaczeniu, jak bardzo zmieniła go odsiadka, napisać wiadomość zwrotną do Ministerstwa. Podejrzewał, że roztrzepany i stosunkowo młody zastępca ministra, przez natłok pracy, nawet nie zauważy opóźnienia. Dyrektor uważał także, że żyjący dotąd w kłamstwie i ułudzie Harry, powinien wreszcie poznać chrzestnego. Pamiętał, jak ten młody chłopak, jako jedyny z rodziny Blacków dostał się do Gryffindoru. Przez czas swojej edukacji w Hogwarcie przyjaźnił się z Jamesem (a później również z Lily) i razem z nim żartował sobie z wielu spraw. Pamiętał go jako wesołego szatyna, który co jakiś czas miał problemy z częścią krewnych, należących wówczas do Domu Węża. Informacje, jakie posiadał Dumbledore, jasno przekazywały, że większość z nich dołączyła się do Voldemorta, stając się jednocześnie wrogami ludzi niemagicznych, mugolaków, charłaków oraz wszystkich, którzy stali po ich stronie. Mężczyzna ze smutkiem pokiwał głową i westchnął. Nie tak powinien wyglądać świat, a on, jako dyrektor, miał obowiązek dopilnować, aby ludzie byli dla siebie ludźmi, nie wilkami. Wiedział, że Śmierciożercy szykują się do wojny, wróg rośnie w siłę, a ucieczka z Azkabanu prawdopodobnie tylko zwiększy ich pewność siebie. Coraz więcej ludzi przystępuje do Toma Riddle’a, niemagiczni ludzie obawiają się wyjść po zmroku z domu, a ministerstwo wydaje się nie radzić sobie z atakami i napadami. Albus wiedział, że jeśli dojdzie do wojny, trupy gęsto zaścielą ścieżki czarodziejskiego świata. Już od pewnego czasu spotykał się z wybrańcem, na którego liczył cały świat, aby chociaż minimalnie przygotować chłopaka do losu, jaki go czeka. Za parę tygodni planował opowiedzieć brunetowi o horkruksach, w których Voldemort ukrył kawałki swojej rozszczepionej duszy, pragnąc być nieśmiertelnym. Wierzył w Harrego, naprawdę w niego wierzył.

Mężczyzna sięgnął ręką do jednej z szuflad przy biurku. Otworzył ją i wyciągnął na blat arkusz papieru wraz z kałamarzem i piórem. Przygotował już niezbędne mu rzeczy do napisania listu do byłego Gryfona. Jego wzrok zatrzymał się nagle na czarnym sygnecie, który aktualnie spoczywał na dnie szuflady. Wiedział, że w najbliższym czasie będzie musiał go zniszczyć. Jeszcze nie nadeszła ta chwila, na razie mężczyzna musiał porozmawiać, wtajemniczyć swojego ucznia i zabezpieczyć niektóre informacje. Niestety, ale nie mógł być pewny ile będzie go kosztowało zniszczenie pierścienia, a jednocześnie jednego z horkruksów. Miał tylko nadzieję, że nie zapłaci za ten krok najwyższej ceny.


*  *  *

Biała, potężna sowa, której pióra na końcach skrzydeł przechodziły w coraz ciemniejsze odcienie szarości, załopotała skrzydłami w okno dawnej siedziby Zakonu Feniksa. Kiedy okno rozwarło się otworem, zwierzę długo obserwowało młodą kobietę, która je wpuściła, zanim wleciało do środka i usadowiło się na oparciu kanapy. Do nóżki miało przywiązany list. Stworzenie rozglądało się niespokojnie bystrymi, czarnymi jak małe węgielki oczami, do czasu, aż do salonu nie wszedł lekko jeszcze zaspany czarnowłosy mężczyzna. Mruczał pod nosem uwagi pod adresem Stworka, który nie obudził go, ani nie przygotował niczego do jedzenia z produktów, którymi minionego dnia zaopatrzył kuchnię. Mężczyzna niechętnie wyczarował dwie porcje pachnącej jajecznicy i herbaty. Zatrzymał się w pół kroku, nareszcie zauważając sowę, która była do złudzenia podobna do tej, której używał Albus jeszcze za czasów przed Azkabanem. Uśmiechnął się do swojego wspomnienia, ale kiedy dostrzegł wzrok Belli, szybko zbliżył się do zwierzęcia i odwiązał od jego nóżki list. Kiedy rozwinął arkusz, odkrył pisaną schludnym charakterem pisma wiadomość, w którą bez chwili zawahania się wgłębił.

Drogi Syriuszu,
Doszły do mnie wieści, że udało Ci się opuścić Azkaban, z których niezmiernie się cieszę. Mam nadzieję, że ostatnie lata nie odcisnęły w Twojej pamięci zbyt wiele bólu. Otrzymałem wiadomość od Ministerstwa Magii, w której zostałem poinformowany o przebiegu sytuacji. Postanowiłem, że tym razem nie pozwolę na skazanie Cię, ale przed napisaniem do nich odpowiedzi zwrotnej, chciałbym się z Tobą spotkać. Czasy, w których żyjemy pogorszyły się znacznie, dlatego proponuję ponowne zebranie Zakonu. Poza tym, chciałbym porozmawiać dzisiejszego wieczora u mnie w gabinecie. Planuję również przedstawić Ci syna Twojego serdecznego przyjaciela ze szkoły, Harrego Pottera.
Na terenie Hogwartu nic Ci nie grozi. Liczę, że przyjmiesz moje zaproszenie.

Albus Dumbledore
PS: Lubię klachy.


Zniecierpliwione spojrzenie dziewczyny szybko dało mu do zrozumienia, że radość, którą spowodowało otrzymanie listu, była zbyt duża, żeby nie wydać jej się fascynująca. Obserwował jak dziewczyna powoli podchodzi i siada koło niego na kanapie. Kiedy spojrzała na tekst przez jego ramię, opierając jednocześnie na nim brodę, przez chwilę zastanowił się, czy powinien jej to pokazywać. Sowa, wyraźnie oburzona, zerwała się ze swojego stanowiska i zaczęła wydawać niezadowolone pohukiwania, patrząc jednocześnie z wyrzutem na Syriusza. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, co dziewczyna chce osiągnąć, ale postanowił chwilowo nie skupiać na tym  zbytniej uwagi i delektować się rzadką chwilą. Uznał jednocześnie, a może była to tylko argumentacja  w jego głowie, że współlokatorka powinna wiedzieć dokąd się wybiera na czas, kiedy zostawi ją samą w ścianach Domu Blacków.

Nagle nawiedziła go myśl, wspomnienie. Pamiętał, że w dzieciństwie i wczesnej młodości zawsze przerażał go ten dom. Mimo pewności, że miejsce jest dobrze chronione i bezpieczne, nie chciał zostawiać tutaj samej dziewczyny, którą dopiero co odzyskał dla świata. Podstawowym błędem często przez niego popełnianym, z którego niestety zdawał sobie sprawę, było sądzenie ludzi własną miarą. Zarówno w przypadku Pettera Pettigrewa, który podczas edukacji w Hogwarcie uważał go za idola, jak i w wielu innych przypadkach, wyciągnął błędne wnioski. Kiedy myślał o tym niskim człowieku z mysimi włosami, uwierzył, że nie byłby w sanie go zdradzić.

Teraz, w sytuacji, w której się znajdował, widział wiele niejasności i nieprawdopodobieństwa, ale zbyt ciągnęło go w stronę tej tajemniczej kobiety przez ostatnie marne lata, żeby teraz odsunąć ją z powodu listu. Jego zachowaniem nie kierował zdrowy rozsądek, ale dotychczas skrupulatnie, może nie zawsze, ukrywane pragnienie. Westchnął i przywołał zaklęciem pustą kartkę. Po chwili zabrał się do pisania, czując na wysokości karku skutecznie dekoncentrujący go ciepły oddech.

Drogi Albusie,
Z chęcią przyjmę Twoje zaproszenie i spotkam się z moim krewnym, którego nie miałem jeszcze okazji spotkać. Podejrzewam, że syn Jamesa i Lily odziedziczył po rodzicach najlepsze cechy i jest jedyny w swoim rodzaju. Czuję, że będzie bardzo podobny do swego ojca.
Mój udział w ucieczce z więzienia był efektem czystego przypadku…

Z zażenowaniem poczuł, że jego ręce wyjątkowo się pociły i drżały od samej obecności dziewczyny. Próbował się skupić, ale wszystkie myśli, dotyczące Hogwartu sklejały się w papkę, by ostatecznie opaść w pustkę.

- Siri, co sądzisz o tym, abym pojechała z Tobą? – zapytała cicho Bellatriks, ewidentnie bawiąc się każdym wypowiedzianym słowem. Uśmiechnęła się do siebie, zdając sobie sprawę, że nie chce z nim jechać jedynie ze względu na informacje, jakich może udzielić jej każdy mniej doświadczony od niej czarodziej przy pomocy paru zaklęć. Dyrektor i wybraniec będą zajęci rozmową, jeśli się uda, to w tym samym czasie, a ona… dostanie wolną rękę.

- Nie sądzę – zaczął ostro – że powinnaś dostawać równie duży kredyt zaufania od Szkoły co ode mnie         – końcówki zdania nie zamierzał wypowiadać i żałował, że nie ugryzł się w język, kiedy słowa opuszczały jego usta. Zaklął w duchu, kiedy w odbiciu lustra na drzwiach szafy dostrzegł triumfalny uśmiech Bellatriks, która ciągle praktycznie na nim wisiała.

- Ufasz mi, ale zostawisz mnie samą w domu, o którym wie cały zakon? – zapytała podejrzliwie. Syriusz gwałtownie podniósł się z kanapy, przez co szatynka niemal z niej spadła. Z zaskoczeniem wczepiła zakończone ostrymi paznokciami palce w materiał siedzenia. Powiodła wzrokiem po pomieszczeniu, zatrzymując go na jego zmęczonej twarzy. Zadała sobie sprawę, że twarz mężczyzny jest blada, a pod jego oczami znajdują się wory. Wyglądał, jakby nie spał od paru dni. Musiała mieć wyraz pokazujący zbyt dużo emocji, bo uśmiechnął się do niej niepewnie.

- Black, może ty się idź położyć – zasugerowała cichym, wyjątkowo nieirytującym, głosem.  Mężczyzna skierował się powoli na piętro, żeby się położyć. Szedł wolno, jakby w letargu. Po głowie skakało jej tysiące myśli. Po pierwsze, nie znosiła nie wiedzieć, co się dzieje. Po drugie, jego nagła zmiana nie była jej „zasługą”, a to było lekko niepokojące.
Zachwiał się, a ona podeszła do niego na odległość wyciągniętej ręki, słusznie się obawiając, że może spaść ze schodów.

- Black, czy ty bierzesz normalnie jakieś leki albo coś? – zapytała z narastającym niepokojem, licząc, że nie jest on zbyt łatwy do odczytania  w jej głosie. Brawo, Śmierciożerco, martw się o wrogów, na pewno daleko zajdziesz, podpowiedziała niechciana myśl.

- Wszystko w porządku – zapewnił łamiącym się głosem mężczyzna, panicznie rozglądając się wokół. Niespotykane, Syriusz Black i taka postawa? A ponoć Gryfoni są odważni…

               Nagle jej towarzysz upadł na kolana, na co dziewczyna gwałtownie się pochyliła, chcąc go przytrzymać. Wreszcie                 zrozumiała, dlaczego ogarniał ją taki chłód. Myślała, że to ze strachu o kuzyna, ale okazało się, że rzeczywistość                jest zdecydowanie gorsza. W domu na Grimmauld Place  rozległ się zduszony krzyk, a potem słychać było                        błagania śmiertelnie przerażonej kobiety.

W korytarzu oraz pokoju, który Syriusz jej chwilowo przydzielił, znajdowały się kreatury, które podobno miały przyłączyć się do Czarnego Pana. Teraz wyglądały jednak, jakby ich jedynym celem było dokonanie na nich egzekucji. Wysłała patronusa, ale dementory były zbyt uparte. Wlewały się do domu każdą szczeliną. Rozejrzała się panicznie, Black nie wyglądał, jakby miał szansę samemu opuścić dom. Co gorsze, ona również praktycznie nie miała tej szansy, bo bariery magiczne rzekomo utrzymujące budynek w bezpieczeństwie uniemożliwiały teleportację w jego wnętrzu.

- Black, jasna cholera, podnieś się wreszcie – krzyknęła panicznie, nie mając pojęcia, dlaczego to ona nie straciła zmysłów, kiedy stworów było tak wiele. Mężczyzna powoli podniósł na nią wzrok pustych, czarnych oczu. Bez ostrzeżenia porwała jego różdżkę, po raz drugi wypuszczając srebrzyste zaklęcie. Tym razem było silniejsze. Nie miała pojęcia jakim cudem wydostali się z mieszkania. Był środek nocy, kiedy Bellatriks Lestrange stała po środku opustoszałej ulicy ze swoim krewnym, który objął ręką jej ramiona, usiłując jednocześnie utrzymać się na nogach. Stali przez chwilę w ciszy, słuchając jedynie wzajemnych oddechów. Po chwili jednak dziewczyna ich teleportowała.

Minęła chwila zanim zrozumiał gdzie się znaleźli. Zaklął w duchu, wyobrażając sobie jak zaufanie do niego nagle się ulatnia. Teraz nie było już wyjścia. Ze zrezygnowaniem wyczarował patronusa i zawarł we wiadomości do Albusa Dumbledore’a, że dyrektor może spodziewać się tego wieczora jednego dodatkowego gościa. Nie wierząc, że to robi, Syriusz poprosił we wiadomości o możliwość przenocowania w szkole, zapewniając, że nikt nie sprawi żadnych kłopotów. Rozejrzał się ponownie po błoniach. Na nocnym, rozgwieżdżonym niebie widział cienki sierp białego księżyca. Bardzo ładna noc, idealna na spacerek. Uśmiechnął się do swoich myśli i bez zbędnego przeciągania poprowadził Bellę wąską ścieżką do wrót zamku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Syriusz Black i Bellatriks Lestrange