Syriusz Black i Bellatriks Lestrange
Bella&Siri
Rozdział 3
Nie była w
tym domu od piętnastu lat. Nic dziwnego, że zaraz po wejściu zaczęła z
zaciekawieniem rozglądać się po rozległym pomieszczeniu, które mogłoby pełnić
funkcję salonu. Pajęczyny na ścianach i meblach oraz duża ilość kurzu
ewidentnie świadczyły, że dom czekał ponad dekadę na prawowitych właścicieli.
Staromodne meble oraz ruchome obrazy, na których widniały portrety członków
rodziny Black sprawiały, że klimat tego miejsca był aż nadto widoczny.
Dziewczyna wzdrygnęła się, kiedy skrzypiące drzwi wejściowe zatrzasnęły się za
jej plecami. Razem z towarzyszącym jej czarnowłosym mężczyzną stała w półmroku,
oświetlana jedynie bladym światłem księżyca, wlewającym się przez stare okno.
Syriusz
nienawidził tego miejsca i każda sekunda spędzona tutaj powodowała u niego coraz
większe wątpliwości. Przeniósł ich tutaj ze względu na Bellę oraz fakt, że o
domu wiedziała jedynie garstka osób. Niechętnie obserwował widoczne
zainteresowanie dziewczyny każdym kątem oraz to, jak szybko się tutaj
rozgościła. Aktualnie Bella zwiedzała pomieszczenia i, od czasu do czasu, za
pomocą zaklęć poprawiała wewnętrzny wygląd budynku oraz jego czystość.
Westchnął głęboko i, powstrzymując się od poinformowania jej, że każde użycie
zaklęć jest notowane w ministerstwie, skierował się do zapyziałej kuchni. Po
drodze zatrzymał się, ponieważ kątem oka dostrzegł – a po chwili również
usłyszał – od dawna zamieszkującego ten dom skrzata, o którym całkowicie
zapomniał.
- Czysta
krew, niesplamiona przez żadne plugawe istnienia. Prawowita właścicielka tego domu,
panienka Bellatriks, zaszczyciła uniżonego sługę swoją słuszną obecnością!
Stworek bardzo się cieszy, że panienka, która jak PRAWIE cały Ród Blacków –
Syriusz mógłby przysiąc, że przy słowie „prawie”, skrzat skierował spojrzenie
swoich wielkich oczu na ułamek sekundy w jego stronę. Westchnął ponownie i,
starając się ignorować scenę, która dopiero się rozkręcała, machnięciem różdżki
sprzątnął kurze i rozejrzał się za jakimś mugolskim jedzeniem. Nie był
specjalnie głodny, pewnie przez zmęczenie, ale wiedział, że warto byłoby mieć
coś na rano – do domu Salazara Slytherina w Hogwarcie. Stworek słyszał, że
panienka służy również-…
- Tak, też
się cieszę, że Cię widzę – przerwała mu ironicznym tonem Bella – Crucio, ale, jak sam pewnie zauważyłeś,
nie mam czasu na rozmowy – rozległ się przerażony pisk skrzata, który doskonale
wiedział, że nie uniknie zaklęcia. Po chwili nastąpiły jęki i prośby skrzata o
litość. W oczach dziewczyny czaiła się mściwa satysfakcja. Omiotła pokój
spojrzeniem zwycięzcy. Kiedy natrafiła na spojrzenie animaga, uśmiech zsunął
się z jej twarzy. Czarne oczy wyrażały chmurną dezaprobatę dla jej postępowania
i Bella, zupełnie nie wiedząc, dlaczego ten wzrok wywarł na niej wrażenie zwane
całkowitym szokiem, zwolniła skrzata spod zaklęcia. Pomarszczona kreatura
chciała zniknął w jakimś bezpiecznym kącie, ale zatrzymał ją głos mężczyzny.
Stworek podniósł zrezygnowany wzrok na wrogą twarz swojego pana i zauważył, że
lodowate spojrzenie czarnowłosego nie jest skierowane w jego stronę. Skrzat
zapomniał chwilowo o swojej roli w domu i z zaciekawieniem podążył za wzrokiem
mężczyzny, napotykając zdumioną i całkowicie wybitą z rytmu minę swojej, jak mu
się wydawało, idealnej pani.
- Stworku –
zaczął zimno mężczyzna, nie spuszczając wzroku ze swojego gościa – Przygotujesz
rano śniadanie, a wcześniej udasz się do sklepu po żywność. Kiedy będziesz na
zewnątrz, nie wolno Ci zdradzić kto przebywa w tym domu. Teraz przygotuj mi –
jego wzrok przebiegł po Bellatriks – nam – poprawił się – jakiś alkohol – bo na trzeźwo nie dam rady, dodał w
myślach. Postanowił porozmawiać z nią o wszystkim co było i będzie oraz
wreszcie zwrócić uwagę na jej stosunek
do życia. Przez chwilę zastanawiał się, czy ta rozmowa, która miała zawierać w
sobie wytykanie wad Śmierciożercy, będzie dla niego bezpieczna, ale postanowił
zignorować tą myśl. Przecież Bella nie jest zła. Nikt przecież nie jest całkowicie zły. …prawda?
- Tak,
panie, jak tylko rozkażesz – stosunek Stworka diametralnie się zmienił. W ciągu
wizyty tej kobiety był gotowy wywyższać swego pana, byleby tylko nie dostać się
w jej łapy. Jej wzrok i zachowanie były niepokojące.
* * *
Bez zaproszenia rozsiadła się leniwie na szarej sofie i sięgnęła po jeden
z przyniesionych na srebrnej tacy szklany kieliszek wypełniony krwistoczerwonym
winem. Uśmiechnęła się, kosztując zadziwiająco smacznego alkoholu. Spojrzała
entuzjastycznie na mężczyznę, który zajął miejsce obok, w stosownej odległości,
zaraz po rozpaleniu ognia w kominku. Zauważyła, że Black potrzebował alkoholu
bardziej niż powiedział, bo zanim rozpoczął rozmowę, zdrowo pociągnął z
wyczarowanej przez siebie butelki Ognistej Wódki, ignorując względy estetyczne.
Bella zachichotała w duchu, kiedy zdała sobie sprawę, że ta rozmowa
prawdopodobnie umożliwi jej kontrolowanie jednego z ludzi Zakonu bez używania
zaklęć. Kobieta wiedziała, że dałoby to jej niezaprzeczalnie większe korzyści
niż standardowa, magiczna manipulacja.
- Siri, Siri… O czym chciałeś porozmawiać z kuzyneczką? – zapytała
rozbawionym tonem widocznie się z nim drażniąc. Gdyby nie minęła ledwie godzina
od skutecznej ucieczki z Azkabanu oraz gdyby nie był dwukrotnie świadkiem jej
tortur, może faktycznie przyjąłby to jako żart i się nie zdenerwował. Aktualnie
był sfrustrowany zarówno swoimi myślami, które bez wątpienia krążyły wokół
czarnowłosej dziewczyny siedzącej na kanapie pół metra od niego, jak i jej
zachowaniem, które wyraźnie miało na celu wyprowadzenie go z równowagi. Odetchnął
głęboko, przyznając sobie na wstępie order cierpliwości i ignorując fakt, że
dziewczyna ewidentnie go pociągała, odezwał się spokojnym i opanowanym
tonem. Zapewne zwróciłaś uwagę na moją
dezaprobatę wobec Twojego nadmiernego stosowania tortur i sprawiania bólu
innym… To, co chciał powiedzieć pozostało jednak w jego głowie. Dziwne,
przecież nigdy specjalnie nie wstrzymywał się przed szczerością.
- Co zamierzasz, Bellatriks? – zapytał wreszcie, mając na myśli jej przyszłość.
Liczył, że nie stawia sobie za główny cel zostać najlepszą z ludzi Voldemorta.
Tak, tego nigdy by nie chciał – Teraz, kiedy jesteś wolna i nic już nie trzyma
Cię na miejscu. Jakie masz plany? – zdał sobie sprawę, że kiedy mówi powinien
choć raz spojrzeć na swojego rozmówcę, więc, po wypiciu nieco czerwonego wina z
kieliszka, wreszcie przeniósł wzrok na jej twarz. Nie zauważył cienia
podekscytowanego uśmiechu, który błąkał się na jej ustach. Syriusz Black
zatonął w jej oczach. Lekko owalne, nie za duże oczy z szarosrebrnymi tęczówkami.
Źrenica i tęczówka wyglądały jakby się dopasowały do siebie tylko po to, żeby
przyciągać wygłodniałe spojrzenia ludzi, którzy wpadli w ich pułapkę. Czerń
widoczna w środku była jak bezdenna otchłań; wzrok zainteresowanego nigdy nie
przebije się do dna, co czyni właścicielkę tych oczu jeszcze bardziej
fascynującą i tajemniczą. Jak wiadomo tajemnica kusi, zachęca do poświęceń, ale
kiedy już ją zgłębimy daje nam niepowtarzalne uczucie wyjątkowości i słodką
oryginalność.
Nie miał pojęcia jaką dała mu odpowiedź oraz czy w ogóle ją otrzymał.
Liczył tylko na to, że oczy jednak nie ujawniają wszystkiego, co gra w
duszy, ponieważ, jak uznał, a potem w geście zrezygnowania przybił sobie w
duchu piątkę za inteligencję, wpatrywanie się w gościa z czystym pożądaniem,
nie świadczy zbyt dobrze o gospodarzu…
- Siri, zauważyłam u Ciebie niezdrową fascynację wobec mnie – powiedziała
Bella, całkowicie rujnując jego nadzieje – Przy okazji, chyba niezbyt Cię
obchodziła moja przyszłość – dodała znacząco się uśmiechając.
- Każdy miałby niezdrową fascynację, po opuszczeniu Azkabanu – odgryzł
się Syriusz, starając się ignorować zarówno prześmiewcze, jak uważał,
zdrobnienie jego imienia, jak i irytujące go zachowanie Belli. Czy ona naprawdę
uważała, że to zabawne, kiedy siada zakładając nogę na nogę w tym obdartym i,
cholera, za dużo odsłaniającym, ubraniu po więziennym?! Może jeszcze powinien
go śmieszyć jej kokieteryjny uśmiech? Najważniejsze jest w tej chwili
zatrzymanie swoich myśli i ogarnięcie się w planowaniu czynów. Za duże odkrycie
chudych, zgrabnych nóg ewidentnie wpływa na wyobraźnię.
Bellatriks wolno podciągnęła nogi na kanapę, a następnie obróciła się
twarzą do mężczyzny, ewidentnie się bawiąc. Wyciągnęła nogi na sofie na tyle,
żeby dotykały jego na wysokości kolan. Wzdrygnął się i spojrzał prosto na nią,
zdając sobie sprawę, że już tak łatwo wzroku nie odwróci.
Bella czuła buzujący w niej alkohol i nagle przez głowę przeszła jej
niedorzeczna i szalona myśl.
- Myślisz że ja również? – zapytała niewinnie, starając się zabić
narastający w jej głowie pomysł. Pieprzony alkohol. Nigdy co prawda nie
twierdziła, że Black nie jest przystojny, ale kurna, nie na tyle, żeby coś
zrobić poza wodzeniem go.
- Mam nadzieję, że nie – powiedział, zaskakując swój umysł, który wyzywał
go właśnie od idiotów i w akcie totalnego zrezygnowania nieco pochylił głowę.
Część włosów opadała mu na oczy, ale on nie zrobił nic, żeby je odgarnąć.
Bellatriks przysunęła się gwałtownie i musnęła swoimi ciepłymi wargami
jego własne. Black jakby zamarzł w miejscu na tej kanapie i patrzył się w
totalnym szoku na dziewczynę naprzeciwko, która już zdążyła się odsunąć.
- Moje plany na przyszłość to iść się przebrać i spać. Dobranoc –
powiedziała jednocześnie wstając, a następnie szybkim krokiem skierowała się na
piętro, żeby zniknąć mu z widoku. Nie miała pojęcia dlaczego to zrobiła.
Impuls? Po co miała okazywać jakiekolwiek uczucie zdrajcy ich rodziny? Pierwszy
raz od dawna, poczuła rumieniec wstydu, powoli wypływający jej na twarz.
Pieprzony Black.
* * *
Kiedy Stworek
teleportował się z powrotem do domu przy Grimmauld Place 12, zastał swojego
aktualnego pana siedzącego bez ruchu na kanapie, jednocześnie będąc odwróconym
plecami w stronę drzwi. W kominku powoli dogasał ogień, a spalające się drewno
co jakiś czas wydawało ostatnie ciche trzaski. Za niedługo nieprzyjemny swąd
dymu rozniesie się po salonie, a kawałek czarnego, spalonego patyka zsypie się
na stary i ciemny dywan w postaci popiołu. W domu panowała nietypowa, jeśli
zwrócić uwagę na fakt, że przebywa tu Bellatriks, cisza. Atmosfera panująca w pomieszczeniu
przywodziła na myśl melancholię. Skrzat odetchnął z ulgą, kiedy w kuchni ani po
drodze do położonej na drugim końcu domu piwniczki, nie napotkał panienki. Już
miał skierować się do swojego miejsca na podłodze, gdzie sypiał, kiedy jakiś
ruch przykuł jego uwagę. Stworzenie podeszło do dużego, nieco przybrudzonego
okna, pewne, że w mroku na zewnątrz przypadkiem natrafiło wzrokiem na
człowieka. Osoba, która jeszcze chwilę temu była obecna pod oknami domu
Blacków, teraz szybkim krokiem przemierzała ulicę, nieco zbyt nerwowo
rozglądając się wokół, żeby zostać zignorowaną. Tego jednak Stworek nie
widział, lub też nie chciał zobaczyć. Skrzaty, które widziały zbyt dużo nie
kończyły dobrze.
W pokoju po jego prawej stornie,
dostrzegł leżącą na łóżku na wznak dziewczynę, która była ubrana w zieloną
sukienkę. Skrzat mimowolnie się skrzywił, ponieważ ta sukienka należała do
matki Syriusza i Regulusa Blacków, więc z
sentymentu łączącego się z prawdziwym szacunkiem, jaki żywił do tej kobiety,
jedynej słusznej Pani tego domu, nie mógł znieść widoku czarnowłosej kuzynki
aktualnego pana w nią ubranej. Obrócił się natychmiast, nie chcąc ściągać na
siebie tortur lub śmierci, spowodowanych bezgłośnym wyrażeniem swojego
zdania. Ruszyłby zapewne cicho do
wyjścia, gdyby nie zainteresował go
złoto-srebrny wisior, który kobieta trzymała w dłoniach z wyraźną czcią
i szacunkiem. Oglądała go z zainteresowaniem z każdej strony, co jakiś czas
zerkając w kierunku okna. Po chwili z trzepotem skrzydeł na parapecie
wylądowała czarna jak bezgwiezdna noc sowa o przenikliwym spojrzeniu. Kobieta
gwałtownie podniosła się z łóżka, szybkim ruchem otworzyła okno i rzuciła sowie
wisior. Zwierzę złapało go w swoje szpony i odleciało, szybko znikając im z
oczu.
Stworek postanowił zostawić to dla siebie i szybko się teleportować.
Nie
zdążył.
Skrzaty, które za dużo widziały faktycznie źle kończą…
Komentarze
Prześlij komentarz